Polecam piosenkę: My Life
*pojawiają się liczne wulgaryzmy*
Co? Moment, moment – może ktoś powtórzyć? Przecież to się nie działo naprawdę. Stałam jak wryta patrząc jak policja zabiera mojego chłopaka zakutego w kajdanki na komisariat. To musiał być jakiś kiepski żart. Przecież Harry nie mógł tego zrobić. On nie mógł zabić człowieka. Znaczy się… on nie był święty. Tak samo jak ja robił wiele rzeczy, z których pewnie dumny nie jest. Alkohol, imprezy, narkotyki, bójki… ale morderstwo? To jakaś pomyłka.
- Co się tu dzieje? – spytałam samą siebie przeczesując ręką włosy.
Łzy spływały po moim policzku, a ja chodziłam niespokojnie po korytarzu próbując jakoś zrozumieć to co się stało kilka minut temu.
- Kurwa – mruknęłam siadając na krześle w kuchni.
Oblizałam nerwowo usta i sięgnęłam ręką po komórkę leżącą na stole. Była tylko jedna osoba, która mogła mi teraz pomóc. Louis. Był przyjacielem moim i Harry’ego. Traktowałam go jak starszego brata i gdy była jakaś sprawa, której nie chciałam lub nie mogłam powiedzieć Styles'owi to zwracałam się właśnie do niego.
- [T.I]? Czemu dzwonisz tak wcześnie? – spytał Louis przeciągając „o” poprzez ziewnięcie.
- Louis, możesz przyjechać? – mój głos drżał.
- Teraz? Jaja sobie robisz?! – parsknął.
Przewróciłam oczami. Był cholernym leniem.
- Harry’ego aresztowali – wypaliłam krótko co spotkało się z jego natychmiastową reakcją.
- Że co kurwa, co ty pierdolisz?! – wyobrażałam sobie jak wstaje oburzony z łóżka. – Już jadę, trzymaj się.
Rozłączył się, a ja znowu wpadłam w panikę. Schowałam twarz w dłoniach starając się jakoś uspokoić swój oddech.
*
- Policja tak po prostu przyszła i go aresztowała? – Louis wziął łyka herbaty, którą mu zrobiłam. – To niemożliwe, musieli mu coś powiedzieć. Przypomnij sobie.
Chłopak położył swoją rękę na mojej i zaczął głaskać próbując jakoś dodać mi otuchy.
- Nie wiem, nie pamiętam. To działo się tak szybko. Powiedzieli mu, że jest podejrzany o zabójstwo kogoś – tłumaczyłam, ale było mi trudno.
- No właśnie, kogo? – próbował się dowiedzieć Tomlinson.
Zastanowiłam się chwilę i próbowałam sobie przypomnieć szczegóły porannych wydarzeń.
- Payne, chyba tak się nazywał – powiedziałam.
Louis zamarł. Przejechał ręką po swoich brązowych włosach, w swój wzrok skupił na jakimś punkcie na ścianie.
- Jebany Malik i ten jego braciszek… - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Wstał z krzesła i podobnie jak ja parę godzin temu zaczął chodzić w tę i we w tę myśląc nad czymś. Patrzyłam na niego i czułam jak atmosfera w kuchni stawała się coraz bardziej napięta. Podeszłam do przyjaciela i spytałam cicho:
- Wiesz coś o tym, Lou? Powiedz mi proszę. Harry naprawdę kogoś zabił?
Chłopak przygryzł wargę i spojrzał na mnie, a jego oczy mówiły wszystko. Opuścił je z rezygnacją, a cały mój świat runął.
- Harry, go zabił, tak? – próbowałam się dowiedzieć.
Nie odpowiedział. Czułam jak moje oczy robią się mokre, a nogi się pode mną uginają. Oparłam się o blat kuchenny prychając pod nosem. Czemu dowiaduję się o wszystkim ostatnia?
- [T.I] – zaczął Louis podchodząc do mnie.
Chciał położyć rękę na moim ramieniu, ale ją odepchnęłam.
- Zostaw mnie – odparłam sucho.
- Zrozum, poniosło go. Wiesz jaki jest Harry, a Malik i Payne wszędzie się wpierniczali. Puściły mu nerwy – próbował wyjaśnić. – Teraz najważniejsze jest żeby jakoś go wydostać z więzienia.
Nie miałam zamiaru go słuchać. Podniosłam na niego swoje zapłakane oczy.
- Czemu mi nie powiedzieliście?! Czemu w ogóle on to zrobił?! Czy ktokolwiek tutaj myśli o mnie? Okłamaliście mnie oboje, idź Louis – zażądałam.
Byłam zła na ich obu. Czemu nie pomyślał o mnie kiedy zabijał tego człowieka? Przecież mógł przewidzieć konsekwencje. Harry zachowywał się czasami jak dziecko.
- [T.I] posłuchaj mnie – mówił ponownie Tommo. – Musisz teraz na siebie uważać. Malik będzie chciał pomścić śmierć brata, ale zapuszkowanie Harry’ego na pewno mu nie wystarczy. Będzie chciał ciebie. On jest niebezpieczny, [T.I]!
- W dupie mam was wszystkich… -mruknęłam wybiegając z mieszkania.
Słyszałam jeszcze za sobą wołania Louis’a, ale gówno mnie to obchodziło. Chciałam się od tego wszystkiego uwolnić. Oni ukrywali przede mną coś takiego. To nie było w porządku.
Pobiegłam do miejsca, w którym mogłam odetchnąć. Nie zajęło mi długo odnalezienie tej opuszczonej fabryki, na którą ostatniej nowy zaprowadził mnie Loczek. Tak jak się spodziewałam nie było tam nikogo. Usiadłam na trawie opierając się o betonowe ściany walącego się budynku. Tam mogłam odetchnąć i nabrać do wszystkiego dystansu. Już nie płakałam. Nie miałam na to siły. Po prostu. Nie wyobrażałam sobie Harry’ego w więzieniu. Potrzebowałam go obok siebie. Dopełnialiśmy się nawzajem. Nie wiem jak nazwać uczucie kiedy był blisko mnie. Coś jak magia. Czułam się przy nim tak bezpiecznie, jego uśmiech potrafił wyleczyć wszystkie moje smutki, a w oczach potrafiłam odnaleźć tyle miłość i ciepła. Kochałam go.
Skulona siedziałam w tym samym miejscu. Zamiast południowego słońca na niebie zalśnił księżyc i gwiazdy. Wiatr drażnił moją skórę powodując dreszcze na całym ciele. Jednak nie miałam zamiaru wrócić do domu. Było mi tu dobrze. Tak cicho… A no właśnie co do tego nie byłabym taka pewna.
Usłyszałam jakiś szelest na co lekko się wzdrygnęłam. Rozejrzałam się dookoła, ale niego nie zauważyłam. Jednak jak nic słyszałam czyjeś kroki. O ja pierdole! Zaczynam się bać. Przygryzłam wargę w nerwowym geście, a gdy ujrzałam sylwetkę zbliżającą się do mnie zamarłam. O kurwa!
*
Stanął przed mną chłopak. Poprzez panujący mrok nie byłam w stanie powiedzieć czegokolwiek na temat jego wyglądu, ale wydawało mi się, że był zaskoczony moją obecnością tak samo jak ja jego.
- Hej – przywitał się. – Nie bój się. Mogę usiąść?
Niepewnie pokiwałam głową i poklepałam miejsce obok siebie. Chłopak usiadł na trawie i był kilkanaście centymetrów ode mnie. Popatrzył najpierw na mnie, potem na niebo i powiedział:
- Kocham to miejsce. Można tu wszystko przemyśleć, oderwać się od rzeczywistości, prawda?
- Dokładnie – mruknęłam cicho.
Zaśmiał się cicho. Zaczęłam bawić się swoimi palcami. Kątem oka widziałam jak wyciąga ze swojej kurtki papierosa, odpala go i zaciąga się nim. Śledziłam tę czynność co chyba zauważył, bo się spytał:
- Przepraszam za mój brak kultury. Może ty też chcesz?
- Jeśli byś mógł… - poprosiłam.
Nieznajomy wyciągnął jeszcze jednego papierosa, włożyłam go do ust, a on go podpalił.
- Dzięki – odparłam.
- Nie pomyślałbym, że palisz – zaczął.
- Huh, ja bym nie pomyślała, że będę kiedykolwiek siedzieć z obcym facetem przed opuszczoną, starą ruderą – żachnęłam się.
Znów ten jego charakterystyczny śmiech.
- No widzisz, niemożliwe staje się możliwe – mówił. – A co tu robisz?
- Myślę, o swoim życiu.
- A coś się stało? Oczywiście, nie chcę być wścibski, a tak w ogóle to jestem Zayn – podał mi rękę.
Potrząsnęłam ją i również się przedstawiłam:
- [T.I], miło mi – uśmiechnęłam się. – Nie, no właściwie to czemu mam ci nie mówić. Mój chłopak siedzi w pierdlu za zabójstwo. Widziałam na własne oczy jak go aresztują. Zajebiście, nieprawdaż?
Zacisnęłam szczękę próbując jakoś opanować swoje emocje. Zayn popatrzył na mnie i ze zrozumieniem pokiwał głową.
- Wiem o czym mówisz. Karma to suka – powiedział, a jego oczy zabłysły.
To się porobiło ;3 Hahaha i jak się Wam podoba? Liczę na szczere komentarze ;p Nie będę miała czasu żeby pisać częściej, bo tych popraw jest naprawdę sporo ;c Na dodatek internet mi się pierdoli (w tym blogger ;__;)
+ Zapraszam na opowiadanko o Larrym <klik>
By Klaudia